Zofia
Zapach kurtyn, takich zakurzonych delikatnie i tych kostiumów, unoszący się w powietrzu, to jest charakterystyczne.
czytaj dalej


Czy lubisz przychodzić do tego teatru?
Jestem z tego pokolenia, które pamięta, że on był taki bardzo tradycyjny i mówiło się, że awangardowym teatrem jest Teatr Nowy. A potem byłam tutaj na „Mistrzu i Małgorzacie”. Sztuka mnie oczarowała. W tym sezonie chodzę praktycznie dwa razy w miesiącu. I co się dzieje? Jest bardzo kontrowersyjnie. Są nawiązania do tradycyjnych literackich pierwowzorów, np. „Śluby panieńskie”, natomiast są przedstawione całkiem inaczej. To mnie zaskakuje. Tak, lubię ten teatr, bo on dużo wnosi w moje postrzeganie rzeczywistości.
Czy traktujesz wyjście do tego teatru jako coś specjalnego, czy to jest dla ciebie codzienne, naturalne?
Raczej codzienne, naturalne, to mnie trochę martwi, bo jak się umawiam, np. z jakąś koleżanką, odbywa się to na tej zasadzie, że spotykamy się przed spektaklem i po spektaklu każda idzie w swoją stronę. Rzadko kiedy są potem spotkania z dyskusją o sztuce. Takie po prostu wyjście jak do kina.
A chciałabyś, żeby to było takie szczególne?
Chciałabym. Właśnie tego mi brakuje, że nie ma dyskusji… to jest takie trochę płaskie, takie wyjście codzienne. Poza tym, strój nie do końca jest taki odświętny, ludzie przychodzą jak z ulicy…
Jaka jest atmosfera w tym teatrze, jak ty ją odczuwasz?
Za każdym razem czuję się zadbana, bo ekipa tutaj towarzysząca pomaga swoim widzom, zawsze jesteśmy tacy zaopiekowani. Nie ma teraz antraktów, w których mogliśmy się integrować. Nie wiem, dlaczego teatry od tego odeszły, ale chyba tylko w operze są przerwy. To przerywa odbiór sztuki, ale też sprzyja kontaktowi międzyludzkiemu. Tutaj tego nie ma. Wchodzimy, zostawiamy okrycia, wchodzimy na salę, rozmieszczamy się. Jak są wolne miejsca, to ekipa nam pomaga usiąść tam, gdzie będzie nam wygodniej, potem wychodzimy. I koniec.
A jakbyś miała pomyśleć o zmysłach związanych z tym teatrem?
Raczej nie, jestem alergikiem…
