Wojciech Andrzejewski

Dla mnie też istotne jest, że jestem Poznańczykiem i to miejsce jest mi szczególnie bliskie.

czytaj dalej

Jakie ma pan pierwsze wspomnienie związane z tym teatrem?

Myślę, że na pewno byłem tu z rodzicami i pierwszym moim spektaklem była „Pchła Szachrajka”. Wnętrze bardzo na mnie oddziaływało. Mistyczne doznania, niekonwencjonalny wystrój i atmosfera, która tutaj jest, była i będzie.

A jak na przestrzeni tych lat to wnętrze się zmieniało?

Scena i spektakle korzystają z różnych rozwiązań scenograficznych, ale atmosfera pozostała do dzisiaj ta sama, jeszcze zważywszy na historię tego miejsca, tego budynku. Ona nadal oddziałuje na mnie z tak dużą ekspresją jak kiedyś. To się nie zmienia. Dla mnie też istotne jest, że jestem Poznańczykiem i to miejsce jest mi szczególnie bliskie. „Naród sobie” – mógłbym powiedzieć. To jest to, co wiąże się z historią regionu, z tożsamością, z polskością, to wszystko we mnie rezonuje. Myślę, że tutaj w teatrze czuję się ważny. Ważny sam dla samego siebie. Nawet teraz, jak tu z panią rozmawiam, czuję się wyjątkowo. Kiedy wchodzę do teatru, siadam, czuję jak zewnętrzna rzeczywistość odpływa ode mnie. Czas poprzedzający spektakl, jest dla mnie momentem wyciszenia i znalezienia się w zupełnie niebywałej wręcz, magicznej rzeczywistości, której daję się ponieść w trakcie spektaklu. Myślę, że dystans od tego, co na zewnątrz, uzyskuję tutaj w Teatrze Polskim.

Czy wyjście do tego Teatru jest dla pana wyjątkowym wydarzeniem, czy raczej częścią codziennego życia?

Ubolewam, że bywa i tak, że po prostu teatr jest wkomponowany w mój rozkład zajęć i jest jednym z punktów, które mam. Nie ma czegoś takiego, myślę, co kiedyś miało istotne znaczenie, że wyjście do teatru, obcowanie z kulturą wysoką miało charakter uroczysty. Chociażby w sposób wizualny, kiedy trzeba było ubrać się w jakieś odświętne rzeczy. Już to powodowało, że przechodziło się jakąś granicę. I kiedy w teatrze obserwowałem zmiany, które wchodziły, gdzie dress code teatralny coraz bardziej zanikał, to częściowo się buntowałem. Ale dzisiaj myślę, że to jest już pewną regułą, z którą nie należy walczyć. Po prostu jest inny czas.

Jak pan się czuje przed spektaklem, a jak po jego zakończeniu?

Przed spektaklem jestem pełen ciekawości, co on przyniesie. I ta niepewność też jest jedną ze składowych odkrywania teatru. Mimo że znam na przykład treść sztuki, przynosi ona coś nowego. Miałem takie szczęście, że na deskach tego teatru grała moja córka. I gorąco zachęcałem wszystkich, żeby te spektakle obejrzeć. Po jednym z nich osoby, które zwykle nie chodzą do teatru, albo robią to bardzo rzadko, były zachwycone atmosferą, jakiej tutaj doświadczyły. Także to były szczególne przeżycia, jak tutaj Ania grała na deskach tego teatru. Byłem dumny i zachwycony samą sztuką i też tym, że ona w niej uczestniczyła.

Jak mógłby pan opisać atmosferę tego miejsca w trzech słowach?

No w dwóch, to nazwałbym, że teatr dla mnie to „pokarm duchowy”. A trzy słowa to, myślę: miłość, spokój, energia. Tak bym to nazwał.

Jakie miałby pan życzenia na 150. i 200. rocznicę urodzin Teatru Polskiego?

Myślę, że moim życzeniem jest, żeby on nadal tutaj był. Żebyśmy mogli my – Poznańczycy – odnajdywać tu nadal swoją tożsamość i żebyśmy mieli to miejsce ukojenia i matczynej miłości.

Poznaj kolejną osobę