Paulina Szeszuła
Obcowanie ze sztuką, obcowanie z aktorami to jest niezapomniane przeżycie.
czytaj dalej


Jakie są pani pierwsze wspomnienia z tym teatrem?
Pierwsze wspomnienia sięgają dość odległych czasów, bo pamiętam, że pierwszy raz pojawiłam się tutaj, kiedy skończyłam 18 lat. To było ponad 20 lat temu, a dlatego 18 lat, ponieważ wybrałam sobie taki spektakl, który tego wymagał, aby mieć skończone 18 lat. To był spektakl „Psychosis”. Później kolejnym spektaklem, który obejrzałam był „Mistrz i Małgorzata” i chyba wtedy uświadomiłam sobie, ile pracy wymaga bycie aktorem, że tak naprawdę prawdziwy kunszt artystyczny widać na deskach teatralnych, a nie gdzieś za kamerą, gdzie można coś powtórzyć.
Co pani czuje będąc na spektaklu?
Zawsze jest to przyjemny dreszczyk emocji, po prostu radość. Odkrywanie za każdym razem czegoś nowego, jakichś nowych kwestii, które analizuję jeszcze raz w głowie.
Co pani czuje po spektaklu?
Za każdym razem czuję coś innego. Często tak miałam. Na przykład po spektaklu „Pigmalion” musiałam pomyśleć, przespać się z tym, co zobaczyłam. Na początku to jest oczywiście wielkie wow, docenienie pracy aktorów. Ale przede wszystkim to uczucie, że jestem bogatsza o coś za każdym razem.
A czy wyjście do teatru jest czymś odświętnym, czy raczej czymś zwyczajnym?
Samo wyjście i bycie tutaj to dla mnie wielkie święto, duchowe święto.
Ma pani ulubione miejsce w tym teatrze?
To jest chyba Duża Scena. Aczkolwiek myślę, że taki drugim ulubionym miejscem jest scena Galeria, gdzie grany jest mój ulubiony spektakl, czyli „Dra@ula. Vagina dentata”. Galeria ma specyficzny zapach, zapach kadzideł, tajemnicy, uczucia, że kiedy zasiądziemy na widowni, to przeniesiemy się gdzieś do innego świata.
Do niektórych spektakli musiałam dojrzeć. Zobaczyłam je kilka lat temu i stwierdziłam, że nie rozumiem. To nie dla mnie. Poszłam potem na ten spektakl po kilku latach i patrzę teraz jako dojrzała osoba. Zupełnie inaczej.
A jakie zmysłowe doznania pani się kojarzą z teatrem?
Zmysłowe dźwięki: od ciszy, poprzez szept do gwaru, hałasu, krzyku. Jeżeli chodzi o muzykę, w zależności od spektaklu, to może być muzyka, przy której można by tańczyć i się bawić poprzez takie dźwięki, które wprawiają w melancholię, w zadumę. Często powodują przyniesienie gdzieś do innego świata. Ja jestem wtedy sama z sobą, ze swoimi myślami, swoimi uczuciami. No i niejako czuję się właśnie tą wybranką, że jestem tutaj, że aktorzy są dla mnie. Ja też jestem dla nich. Jest to niesamowite przeżycie.
Za 50 lat będą 200. urodziny czego by pani życzyła Teatrowi Polskiemu?
Chciałabym, żeby dalej istniał. Żeby do teatru przychodziły różne pokolenia, żeby było widać taki pokoleniowy przeskok. Żeby ludzie nie bali się chodzić do teatru, żeby traktowali to jako coś wyjątkowego, bo to nie jest popkultura. Dla mnie to jest kultura wysoka, zawsze nią będzie, bo to jest miejsce magiczne. Obcowanie ze sztuką, obcowanie z aktorami to jest niezapomniane przeżycie. Po prostu życzę, żeby dalej istniał, żeby nic nigdy nie zagroziło. Żeby podejmował różnorodne tematy, sięgał po różne sztuki.



