Michał Radoszewski
Tutaj jest co podziwiać, rzeźby, wszystko.
czytaj dalej


Moja mama, Wiesława Radoszewska, pracowała tutaj, zajmowała się obsługą widowni od 1964 do 1967 roku. A ja jeszcze byłem na dodatek statystą. Moja matka chrzestna, Irena Jasińska-Osuchowska, była aktorką w Krakowie, a później w latach 1954–1972 w Poznaniu. 40 lat temu wyjechałem do Vancouver, do Kanady. Tydzień temu przyleciałem dopiero do Polski. Wiele rzeczy mnie cieszy w tej chwili i mam w sobie tyle radości, że zdołałem tutaj się zjawić. Także naprawdę jestem bardzo zadowolony, że trafiłem na moment jubileuszu.
Tak, to jest fantastyczne, że pan wrócił z Vancouver i idealnie na obchody 150-lecia. To tak miało być po prostu. A czy ma pan jakiś ulubiony spektakl?
Absolutnie klasyka jest dla mnie istotna. Nie wiem czemu, ponieważ mam dopiero 79 lat. Raczej współczesne sztuki nie trafiają do mnie jakoś.
A jakby pan miał opisać budynek teatru ten, w którym się dzisiaj znajdujemy? Jakich określeń mógłby pan użyć do opisania tego miejsca?
Jejku, jak tu można chodzić w tę i we w tę. Tutaj jest co podziwiać, rzeźby, wszystko.
Obchodzimy dzisiaj 150-lecie i czy chciałby pan życzyć coś Teatrowi na 200-lecie?
O, kochani. Tysiąca lat! Oczywiście życzę wszystkiego najlepszego, pomyślności, zdrowia.



