Marta Springer
Nie ma innych teatrów, do których tak lubię przychodzić.
czytaj dalej


Jakie jest Pani pierwsze wspomnienie związane z Teatrem Polskim?
Może nie pierwsze, ale takie najważniejsze, to wielogodzinne przedstawienie z Janem Peszkiem. Nie byłam świadoma, że ono będzie tak długie. I jak w jednej z przerw mąż powiedział, że tyle godzin, to myślałam, że żartuje. Natomiast do tej pory wspominam pewne sceny. Czasem są też takie zabawne rzeczy, wspomnienia, że byliśmy na jakichś dziecięcych przedstawieniach, jak byliśmy z synami. Na przykład kojarzyłam aktora z jakiejś roli powiedzmy brutala, a tam występował w tym dziecięcym przedstawieniu i był takim panem, który jakieś dźwięki fajne wydawał i dzieci się śmiały.
To na pewno coś, czego nie zapomnę. I nie chciałam iść na to przedstawienie z uwagi na tematykę… śmierć Jana Pawła II. Byłam przerażona, co będzie dalej, bo to było trudne. I mówię, Boże, jak można to zakończyć? I nie wyobrażałam sobie tych braw na koniec, bo jakby to… I państwo to tak zakończyli, że ja do tej pory jestem pod wrażeniem, że to zakończenie było właśnie takie… niesamowite.
Wydaje mi się, że tu dużo jest takich spektakli, które konfrontują.
Albo podają jakieś zabawne rzeczy, tak jak na przykład znalezienie ziemniaka w torebce w poniedziałek…
Po „Ulissesie”?
Po „Ulissesie”, dokładnie. W pracy wyciągnęłam ten ziemniak, szukając czegoś w torebce, i mówię: nie wiem, o co chodzi. Przecież nawet nie byłam na zakupach, w ogóle nie kupowałam ziemniaków. Co tu się dzieje? Trochę mi to zajęło, żeby dojść skąd się wziął.
Czy ma Pani skojarzenia zmysłowe związane z Teatrem Polskim?
To jest na pewno muzyka. Połączenie wnętrza, które robi wrażenie na wielu poziomach, z tą muzyczną oprawą, która jest często nowoczesna i wykorzystuje świetne efekty i to robi taki koktajl, który gdzieś tam zostaje. Nie ma innych teatrów, do których tak lubię przychodzić. To wnętrze w połączeniu z tym, że zawsze te sztuki są takie trafione. Wygląda jak świątynia, to wzmacnia przedstawienie. Jednocześnie niesamowite jest to, że scena, która się wydaje taka dawno temu zbudowana, daje możliwości, tak jak przy „Ulissesie”, zaaranżowania baru, wyjścia na piwo, świetna rzecz.
Czy jest coś, czego Pani życzy Teatrowi Polskiemu na tę albo nawet na przyszłą rocznicę, 200. rocznicę?
Żeby nie tracił fermentu, który tutaj istnieje i jest taką marką samą w sobie. Są przecież inne teatry w Poznaniu, ale ten jest w mojej opinii szczególny. Tutaj się dzieją rzeczy, które się nie wydarzają w innych miejscach. Mam nadzieję, że to się po prostu będzie nadal działo i że będzie to teatr wyróżniający się nieszablonowym podejściem do tematów nawet już znanych.
