Magdalena Jaszewska

Czuję rodzaj jakiegoś podekscytowania za każdym razem, kiedy przekraczam te drzwi.

czytaj dalej

Jak się pani czuje wchodząc do teatru?

Czuję rodzaj jakiegoś podekscytowania za każdym razem, kiedy przekraczam te drzwi. Bo mam wspaniałe wspomnienia związane z tym miejscem i za każdym razem wiem, że czeka mnie coś nowego, jakaś fajna przygoda.

A jakieś ulubione wspomnienia związane właśnie z teatrem?

Chyba takim najmocniejszym jest powrót po tych paru dobrych latach. Moja przyjaciółka, Żaneta, zabrała mnie na spektakl „Dr@cula. Vagina dentata”, na którym już była kilkakrotnie. Siedziałam i była pod bardzo dużym wrażeniem. Na bardzo małej scenie jest tylko dwóch aktorów, więc jest bardzo intymnie. Bardzo gorąco, bardzo duszno. Ale też to powoduje, że ten spektakl daje inny rodzaj doświadczenia niż na Dużej Scenie.

Traktuje pani wyjście do teatru jako święto czy to jest raczej taka codzienność?

Codzienność nie, to jest rodzaj święta. Ja się śmieję, że to jest taka moja tradycja. Ja powiem szczerze, że doszłam do takiego momentu w życiu, przynajmniej na razie mam takie podejście, że ja wolę wyjść do teatru niż mam iść do knajpy. Ja wolę coś przeżyć, czegoś dotknąć. Czasami to są przeżycia bardzo emocjonalne, nie będę ukrywała, że niejednokrotnie łza poleciała mi na tej widowni, ale też byłam wściekła. Też się zdarzało. Wściekła ze względu choćby na to, że dana postać na przykład, zachowywała się w taki, a nie inny sposób. Bo tak się bardzo wkręciłam… Każdy odbiera spektakl na swój własny sposób. Najfajniejsze są sprzeczki. Mnie wielokrotnie zdarzyło się, że ja nie zgadzałam się ze swoją przyjaciółką, kiedy jej się coś podobało. I to jest piękne, że możemy o tym dyskutować. Że spektakl wywołuje w nas nie tylko jakieś emocje, ale też rozmowę. Bo uważam, że to jest taką wartością dodaną, że nie tylko obraz, nie tylko muzyka, a przecież czasami też zapach. Bo tutaj były spektakle, które dawały nam też odczucia węchowe. À propos węchu, było na przykład kadzidło, z którym, w którymś momencie, jeden z aktorów przechadzał się po prostu po scenie i tym kadzidłem jakby okadzał widownię.

A czy są jakieś emocje, które dla pani są związane tylko z teatrem?

Ja chyba w teatrze jestem uszczęśliwionym człowiekiem. Jeśli tak można to określić.

A w związku z tym, że nasz projekt jest częścią jubileuszu 150-lecia Teatru Polskiego, to czego pani życzyłaby teatrowi na 200-lecie?

Wspaniałych spektakli, pełnej widowni. Wspaniałych ludzi, którzy kochają to miejsce. Bo myślę, że połowa sukcesu tkwi w tym, żeby ludzie byli zaangażowani w to, co robią. I żeby był zawsze otwarty na każdych ludzi, niezależnie od tego, jakiego koloru mają skórę, jakiej są orientacji, w jakim są wieku, co robią, jakie mają poglądy, żeby po prostu był otwarty i był.

Poznaj kolejną osobę