Krzysztof Budzyń

Jedni w kościele czują się jak w świątyni, inni w teatrze.

czytaj dalej

Co pan czuje wchodząc do teatru? Czy pan lubi to robić i lubi czuć te emocje?

Bardzo lubię, bardzo lubię. Samo wejście na czerwone dywany, czuję się jak w Cannes, na festiwalu filmowym, a do tego za chwilę na scenie będzie się coś działo. Więc to jest uczucie ciekawości i takiego wielkiego uniesienia nawet. Wchodzę do świątyni sztuki.

A czy traktuje pan takie wyjście jak święto?

Tak, teatr to jest święto. Kino to jest mniejsze święto, jest inna sala, inni widzowie, a teatr jest szczególnie wyjątkowo miejscem świętym. I do teatru wchodzi się w garniturze. To jest taki mój może starożytny przesąd, że jednak w teatrze trzeba czuć się tak, jak w świątyni. Jedni w kościele czują się jak w świątyni, inni w teatrze.

A kto w teatrze jest najważniejszy?

Autor jest najważniejszy, bo nie każdy spektakl nadaje się do teatru. To tak samo jak w piłce nożnej jest piąta, liga, druga, trzecia, czwarta i ekstraklasa. Teatr Polski to już jest ekstraklasa piłkarska. Państwo użyli tej nazwy Wuchta wiary, co mi się kojarzy raczej z wuchtą kibiców, z wuchtą ludzi pod budką z piwem. Ale w teatrze to chyba nie jest wuchta, do teatru nie chodzi każdy przypadkowy człowiek.

Jakby miał opisać pan budynek teatru, to jakich określeń by pan użył tutaj?

Piękny, duży, monumentalny, spokojny, zapraszający do wnętrza. Takich budynków by się znalazło w Europie i na świecie sporo. Ale ten jest nasz, poznański, jako wielkopolanin czuję się tutaj jak u siebie. A dodam, że ja do teatru mam 40 kilometrów, bo ja mieszkam na wsi i dla mnie to jest wyprawa, specjalne święto.

W związku z tym, że ten projekt jest częścią jubileuszu 150-lecia Teatru Polskiego, to czego pan życzyłby teatrowi?

Mądrych przedstawień, bo ktoś decyduje o tym, co pokazujemy. Prowokujących na pewno, żeby budzić dyskusję, nie jednotematycznych. Sięgania do klasyki i nowych autorów. A przede wszystkim teatrowi życzę mecenasów, bo nie ma teatru bez mecenasa.

Poznaj kolejną osobę