Dorota Skołuda
Teatr Polski jest moim ulubionym miejscem. Tutaj najczęściej przychodzę.
czytaj dalej


Co pani czuje wchodząc do teatru?
Ekscytację, na pewno. Najbardziej lubię początek, kiedy siadam w fotelu i kiedy czekam i wiem, że teraz to się zacznie. Jestem bardzo podekscytowana, cieszę się, że tu jestem. Bardzo się cieszę. No, a potem to już tak szybko wszystko mija. I chcę wrócić jeszcze raz.Zawsze mam to samo uczucie, żeby zobaczyć spektakl jeszcze raz.
Czy te emocje są charakterystyczne tylko dla teatru, czy w innych miejscach ma pani podobne odczucia?
W wielu miejscach, gdzie wiem, że przeżyję coś pięknego, mam takie odczucia, ale muszę przyznać, że chyba Teatr Polski jest moim ulubionym miejscem. Tutaj najczęściej przychodzę
Jak często?
Czasami trzy razy w miesiącu. Wczoraj byłam na „Faustusie”. On jest niesamowity. Bardzo też lubię „Delivery Heroes”. Generalnie nie było takiego przedstawienia, które by mnie rozczarowało.
Jak zaczęła się pani przygoda z teatrem?
Moja przygoda z teatrem zaczęła się jeszcze w szkole średniej. Miałam nauczycielkę, która uczyła mnie chemii. Była żoną aktora Teatru Nowego Lecha Łotockiego. I ona zaszczepiła w nas wszystkich to zamiłowanie. Myśmy prawie co miesiąc chodzili do teatru. I to trwa od szkoły średniej.
A jakie jest pani pierwsze doświadczenie zmysłowe wewnątrz budynku?
Trudne pytanie. Może skrzypienie podłogi, takie charakterystyczne. A jeśli chodzi o spektakl, to podoba mi się, że jest tutaj dużo muzyki.
Spotkaliśmy się tutaj w związku z tym jubileuszem 150-lecia. Czego by pani życzyła Teatrowi Polskiemu?
Żeby nadal trwał, żeby się rozwijał i żeby było zawsze tak pięknie jak teraz. Żeby zawsze miał publiczność. I żeby był na takim poziomie, jak teraz, nigdy się nie zmienił.


