Bogusław Pachołek
Gdy (…) mamy wszystkiego w nadmiarze, wyjście do teatru oznacza pewnego rodzaju wysiłek.
czytaj dalej


Co pan czuje wchodząc do teatru?
To jest podniosła chwila dla mnie. Teatr to świątynia. Tu trzeba się przygotować wewnętrznie, ale też i trochę zewnętrznie. Ja nie znoszę przychodzić tu w swetrze, cokolwiek to znaczy. Zawsze staram się kupować bilety w pierwszym, drugim rzędzie w środku, bo nie chcę mieć przed sobą nikogo, być na tyle blisko, żeby czuć się z tą sceną związany bezpośrednio. Musiałem do tego przekonać moją żonę, która nie lubi być w pierwszym rzędzie i jest to dosyć trudne.
A preferuje pan chodzić sam na spektakle, czy jednak w towarzystwie żony?
Zdecydowanie wolimy razem chodzić, dlatego że dziesięć metrów po wyjściu za drzwi teatru już mamy pełno uwag i opinii, które musimy wymienić i właściwie w tym momencie jest to dla nas obojga bardzo ważne.
Z czym się panu kojarzy Teatr Polski?
Z historią i przede wszystkim z tą taką najważniejszą rzeczą, napisem na tym teatrze „Naród sobie”. Czyli z tym, jak to się zaczęło, takim zrywem ogromnej części społeczeństwa, bo ten teatr powstał dzięki zaangażowaniu bardzo wielkich grup społecznych i o pełnym przekroju tego społeczeństwa. I dlatego, moim zdaniem, ten napis nad wejściem do teatru jest tak adekwatny i prawdziwy.
Jeśli miałby pan opisać budynek Teatru Polskiego, to jakich określeń by Pan użył?
Słowa „piękny”. To wyświechtane słowo, ale nie przychodzi mi nic innego do głowy, bo on jest po prostu piękny. Jest taki, jak powinien w moim odczuciu być teatr, właśnie taki, gdzie cała maszyneria i kulisy są pewnego rodzaju tajemnicą.
Co było takim zapalnikiem, że pokochał pan teatr?
Zapalnikiem były lata studenckie, gdy kolega pytał „Co dzisiaj robisz, bo dostałem bilety?”. Często wybieraliśmy się razem, bo zawsze uważam, że łatwiej odbiera się sztukę, jeżeli człowiek jest z kimś i może po zakończeniu przedstawienia wymienić uwagi, spostrzeżenia, pochwalić aktorów albo powiedzieć, co się nie podobało, bo nie zawsze wszystko jest super. Tak to się zaczęło, to było pół wieku temu. Jak ten czas leci!
W związku z tym, że nasz projekt dotyczy jubileuszu 150-lecia Teatru Polskiego, to czego Pan by życzył teatrowi teraz i na dwusetną rocznicę?
Życzyłbym, żeby zawsze trzymał się sztuki przez duże „sz”, bo widz chce tu, w tym szczególnie teatrze, doznawać czegoś, co nie jest codzienne. Życzyłbym zawsze kompletu widowni, bo to świadczy, że i repertuar trafił w gusty, i interpretacja. Gdy mamy nawał różnego rodzaju rozrywek, gdy mamy streamingi, gdy mamy internet, gdy mamy wszystkiego w nadmiarze, wyjście do teatru oznacza pewnego rodzaju wysiłek. I jeśli ten wysiłek jest nagrodzony tym, co mamy na scenie, to jest pełen sukces teatru. I właśnie takich sukcesów życzę temu teatrowi, żeby zawsze widz był najważniejszy i żeby on wychodził z teatru z wielkim uśmiechem zadowolenia, nawet jeśli to nie była komedia.
